Jak nie zostałem influencerem DevOps
Od bardzo długiego czasu chciałem zrobić coś ze swoją wiedzą i doświadczeniem co miałoby większy wpływ. Stąd na początku roku 2022 podjąłem decyzję o pełnym skupieniu na rozwoju mojej marki Cloudowski i tworzeniu profesjonalnych kursów z tematyki DevOps.
Ale nie poszło to po mojej myśli, a dalej opisuję dlaczego.
Dlaczego próbowałem
Od zawsze uwielbiałam się uczyć. I nie – nie byłem prymusem w szkole ani na studiach. Dawałem radę, ale jeśli coś uważałem za mało interesujące to po prostu nie potrafiłem się angażować.
Co innego jeśli to było związane z “komputerami”. Tutaj moje neurony się zapalały i wciąż to tak działa. Jeśli jest coś co mnie interesuje to potrafię siedzieć naprawdę nie odrywając się od dokumentacji, sprawdzania, eksperymentowania i analizowania.
Dzięki temu udało mi się zdobyć sporo certyfikatów i poznać wiele technologii z szeroko rozumianego obszaru DevOps. Najpierw Linuks, później kontenery, w międzyczasie cloud, a później Kubernetes i OpenShift.
Prowadziłem (i wciąż czasem prowadzę) wciąż tradycyjne szkolenia, które przynosiły mi olbrzymią satysfakcję. Chciałem to przenieść na większą skalę i dać ludziom z polskiego IT treści, które łatwiej im pozwolą pójść do przodu.
Jedną z rzeczy, którą bardzo cenię jest rozwój i przez kursy chciałem też pomóc innym. Długo siedzę w technologii co pozwala mi spojrzeć szerzej na to jak to pod spodem działa, aby później łatwiej to tłumaczyć.
Dodatkowo interesuję się tym jak działa nasz umysł oraz jak dużo wysiłku trzeba włożyć, aby obejść jego wbudowane ograniczenia takie jak strach przed nowością i zmianą, racjonalizacje wszelkiego rodzaju i błędy/pułapki myślenia (mój “ulubiony” to najczęściej zauważalny błąd potwierdzenia – confirmation bias).
Może to miała być jakaś moja mała misja, dzięki której będę mógł realizować zarówno moje wbudowane cechy oraz potrzeby. Wymyśliłem sobie, że patrząc na to co potrafię, co mnie kręci i co mógłbym robić w dłuższej perspektywie, tworzenie ciekawych materiałów edukacyjnych z zakresu DevOps będzie właśnie tą rzeczą.
I najważniejsza motywacja, z którą to wszystko rozpocząłem – nie chciałem żałować w przyszłości tego czego nie zrobiłem, a mogłem. A czy żałuję teraz? Raczej nie.
Dlaczego mi nie wyszło
Ale co to oznacza, że mi nie wyszło? Przecież ktoś mógłby powiedzieć, że to za krótki okres i mogę próbować dalej. To jest bardziej złożone i o tym napiszę dalej w lekcjach jakie wyniosłem z tego doświadczenia.
Co do przyczyn jakie mogę teraz określić to jedna rzuca się mi automatycznie. Zacząłem zdecydowanie za późno. Mam już pewne doświadczenie życiowe (eufemizm na “jestem już trochę stary”), ale mam swój bagaż, który nie pozwalał mi na wcześniejsze rozpoczęcie realizacji mojego planu.
Wciąż trzyma mnie myśl, że mogło to wyglądać zupełnie inaczej gdybym poszedł za ciosem w roku 2018, gdy opublikowałem jako pierwszy w Polsce zupełnie darmowy kurs “Kubernetes po polsku”. Trochę nieśmiało, ale jednak z pasją i zaangażowaniem tłumaczyłem jak działa Kubernetes. Gdybym tylko wtedy to rozwinął to historia potoczyłaby się inaczej. Ale nie rozwinąłem, bo nie byłem gotowy. Miałem wówczas w moim życiu inne kwestie to ogarnięcia, które wymagały uporządkowania i ogarnięcia. A tak Kubernetes jest już standardem, ci co mieli się nauczyć to się nauczyli, a kolejne technologie z działki DevOps już nie są tak popularne. Bywa, ale wciąż mi szkoda.
Druga przyczyna to mały rynek. Tak, robiłem materiały po polsku, ale przez to adresowałem tylko potrzeby i specyfikę polskiego rynku IT. Tylko okazuje się chyba, że może być on za mały.
Jeśli przyjąć, że na 10 (może nawet 15) programistów przypada jedna osoba od DevOps to przy zgrubnych szacunkach istnienia na rynku 400 tysięcy programistów ludzi od DevOps jest około 30-40 tysięcy. Niby dużo? Jednak jak w każdej grupie zawodowej osób, które chcą się kształcić (i to za swoje pieniądze) jest kilka procent. Myślę, że dotarłem do dużej części takich osób, ale nie jest to duża grupa. A może nie dotarłem, a mógłbym gdybym lepiej wykorzystał social media.
To kolejna przyczyna związana bardziej z moją naturą. Nie jestem i nie chcę być osobą kontrowersyjną. Nie lubię wdawać się w bezsensowne dyskusje, polaryzować i postować regularnie na konta w social media. Po prostu szkoda mi na to czasu. Poza tym mam ambiwalentny stosunek do social media. Karmią nasz perfekcjonizm (mój na pewno) i zabierają mnóstwo czasu, a czas to jest ta jedna rzecz, której mi najbardziej szkoda.
Lubię rzeczy praktyczne. Lubię technologię, ale wymyślanie ciekawych sposobów na to, aby zainteresować ludzi tym co to może im dać jest dla mnie osobiście nużące. Niestety, w dzisiejszym świecie nie pojedziesz daleko mówiąc o technologii zachęcając ludzi do rozwoju. Jeśli się nie wyróżniasz to jest ciężko. Tu muszę przyznać, że dużo leży po mojej stronie. Po prostu nie czuję się dobrze jako typowy influencer. To jak chodzenie w niewygodnych butach i powtarzaniu sobie, że może się jakoś rozchodzą.
I ostatnia rzecz to fakt, że postawiłem wszystko na jedną kartę. Nie miałem innego, stałego zajęcia niż tego z przygotowaniem kursów, ebooków, webinarów, materiałów reklamowych, procesu sprzedaży i mnóstwem rzeczy naokoło. Owszem, prowadziłem też szkolenia stacjonarne, doradzałem firmom i miałem pomniejsze projekty. Większość jednak mojej aktywności to było zajmowaniem się moją podstawową działalnością.
Być może, gdybym to robił na boku, obok standardowej pracy to wyszłoby inaczej. Może jednak rozciągnąłbym to tylko w czasie i doszedł do tych samych konkluzji.
Czego się nauczyłem
Wszystko jest lekcją. Z tym żyje mi się lepiej. Jako osoba zmagająca się z perfekcjonizmem stosowanie tego podejścia jest uwalniające. Stąd nie traktuję tego doświadczenia jako porażki. Nie jestem jakoś super wesoły z tego powodu, ale wyciągam lekcję i idę dalej. A oto jakie to lekcje dostałem.
Potrafię być systematyczny i samodzielnie motywować się do pracy. Pisałem o tym w moim newsletterze już nie raz, ale odkryłem w sobie podwójną naturę – szefa analizującego co jest do zrobienia i zlecającego go do pracownika, który te zadania skrupulatnie wykonywał.
Systematycznie wydawałem też newslettery. Z jedną, miesięczną przerwą, pisałem je tydzień w tydzień przez okres 2 lat i wysłałem ich do tej pory 114.
Bardzo pomaga mi śledzenie czasu z podziałem na kategorię. To jest podejście z wykorzystaniem celów behawioralnych. Nie wiem jakie będą rezultaty – ja mam po prostu zrobić to co jest do zrobienia. Dzięki temu mogę później analizować na co idzie mi najwięcej czasu, podjąć decyzję o zlecaniu części prac i lepszym planowaniu na przyszłość.
To jest ciekawa część, która mnie pozytywnie zaskoczyła. Korzystam z tego na co dzień pisząc również ten artykuł.
Oswoiłem się z ryzykiem. Nie uważałem się do tej pory za osobę odważną. Owszem, lubię i poszukuję zmian, ale określałem się raczej jako osoba stroniąca od ryzyka. A czymże było postanowienie o rzuceniu ciepłej posadki i zainwestowaniu mnóstwa czasu (i straconych okazji) jak nie ryzykiem?
To się przełożyło na inne aspekty mojego życia. Zacząłem szybciej (co nie oznacza krótko) podejmować decyzje akceptując, że ich konsekwencje mogą być różne. Takie życie. Kto nie ryzykuje nie je sernika! (nie pijam szampana i innych).
Z technicznych aspektów to nauczyłem się dużo o obsłudze części marketingowej. Nie uznaję się jako osoba zaawansowana, ale umiem prowadzić własną kampanię reklamową i zarządzać automatyzacją listy mailingowej.
Dużą frajdę sprawiło mi nagrywanie podcastu. I choć teraz już sam go nie montuję, to przygotowywanie materiałów oraz rozmowa z gośćmi była nader satysfakcjonująca. Wyniki słuchalności nie są już jednak takie ekscytujące i stąd pomyślę co zrobię z tym dalej.
Podobnie prowadzenie webinarów jest czymś co musiałem ogarnąć. Tutaj miałem więcej przygód, ponieważ nie ustrzegłem się wielu błędów (np. zmieniłem dostawcę usługi streamingu, który okazał się problematyczny). Zbudowałem jednak już podstawy do tego, aby kolejne webinary w przyszłości były lepsze. To wykorzystam z pewnością.
Potwierdziłem też o sobie coś co wiedziałem już wcześniej. Bardzo potrzebuję urozmaicenia i dopływu nowości oraz zmian. To druga, ciemniejsza strona posiadania “Learnera” jako swojej silnej cechy/predyspozycji.
Szkolenia o Kubernetes prowadzę od roku 2016 i wciąż tkwienie w tym obszarze najzwyczajniej zaczyna być odczuwalne dla tej strony mojej osobowości, która szuka nowości. Moje neurony, które zapalają się na dopływ nowej wiedzy zaczynają domagać się tego coraz bardziej.
Przedsprzedaż, kampanie reklamowe, obsługa mailingu, fakturowanie i inne powtarzalne elementy są monotonne, ale konieczne. Wypełniają one dużą część czasu, ale nie przyczyniają się do spodziewanych rezultatów.
To sprawia, że oczekiwana satysfakcja z sukcesu sprzedaży kursu i pomocy innym zostaje zastąpiona przez coraz większą frustrację. I postanowiłem, że tą potrzebą zdobycia nowych umiejętności zajmę się najbliższej przyszłości.
Nabrałem więcej pewności siebie. Wiem, że potrafię więcej niż kiedyś myślałem. Znoszę nawet hejterskie komentarze pod moimi treściami i potrafię je już lepiej ignorować.
Chwile zwątpienia i frustracji mnie nie zabiły. Nie wiem czy wzmocniły, ale nauczyłem się, że są to naturalne emocje. W ogóle myślę, że rozwój i praca to zarządzanie swoimi emocjami. To jest i będzie roller coaster. Musiałem się przyzwyczaić i to jest coś co będę dalej wykorzystywał.
Zadbanie o potrzeby
Uświadomiłem sobie niedawno, że bardzo goniłem za jedną potrzebą udowodnienia sobie i innym, że mogę zrobić coś wyjątkowego. W tej pogoni zaniedbałem przez to inne moje potrzeby i przez to coraz mniej odczuwam zadowolenia z tego co robię.
Należę do osób, które dużo czasu poświęcają na rozmyślaniu i autorefleksji. Dzięki temu znam moje mocne i słabe strony oraz mój portfel umiejętności. Na tej podstawie właśnie podjąłem decyzję o rozpoczęciu prac nad kursami i edukacji wśród polskiej społeczności DevOps.
Niestety w międzyczasie coraz mniej adresowałem moje inne potrzeby takie jak własny rozwój. Ponownie zmierzyłem się z faktem, gdy mój wewnętrzny learner cierpi jak odtwarza tylko informacje i nie ma dopływu nowych, świeżych.
To budziło frustrację i nadszedł czas na zmiany. Jednocześnie zmieniają się potrzeby ludzi z branży i czuję, że mogę jeszcze wiele im dać, ale najlepiej jeśli połączę to z dbaniem o moje potrzeby ciągłego rozwoju.
Co dalej
Robię pauzę. Potrzebuję czasu na przemyślenia i realizację kilku projektów, które zacząłem.
Przede wszystkim czeka mnie aktualizacja mojego flagowego kursu “Kubernetes po polsku”, gdyż kolejna edycja będzie zawierała dodatkowe materiały przygotowujące do oficjalnej certyfikacji.
Waham się co z podcastem i niewykluczone, że wciąż będę go nagrywał, bo przynosi mi to dużą satysfakcję.
Być może wydam jeszcze jakiś kurs (lub kursy), ale muszę znaleźć najpierw interesujący dla moich odbiorców temat. No i może będzie on już po angielsku.
To co zmieniam już niedługo to język moich treści. W większości będą one po angielsku i będą bardziej wyspecjalizowane. Nie będę powielał tego co już łatwo da się znaleźć, a skupię się na bardziej zaawansowanych aspektach tworzenia platform opartych o Kubernetes/OpenShift.
AI naprawdę nieźle namieszało i dlatego moje treści będą to uwzględniać. Więcej myślenia, projektowania i mniej technicznych niuansów. Tego pierwszego AI nie zastąpi – to drugie już to robi naprawdę dobrze.
#MyślenieWciążWCenie #ZaweszeDoPrzodu