Skip to content

Mam już to za sobą, ale nie było łatwo. Zakończyłem sprzedaż mojego e-booka „Stocznia Kubernetes”. Przeczytałem gdzieś, że dopóki nie sprzedaż swojego pierwszego produktu to tak naprawdę nie dowiesz się najważniejszych rzeczy. To taki chrzest bojowy.
Pomimo przeczytania wielu publikacji, określenia grupy docelowej, zainwestowania czasu w przygotowania, to dopiero sprzedaż pozwala na sprawdzenie założeń w praktyce.
Do tej pory publikowałem głównie darmowe treści – od moich darmowych e-booków, newslettera, przez podcast, artykuły i nagrania wideo.
Na początku roku podjąłem jednak decyzję, że chcę w całości zająć się rozwojem kompetencji DevOps w Polsce. A nie da się tego robić bez sprzedaży – inaczej byłoby to po prostu hobby obok mojej zwykłej pracy.
Zdecydowałem zatem, że napiszę e-booka i zacznę go sprzedawać.

Dlaczego e-book

Chciałem dostarczyć dużo wartościowej wiedzy, która jest łatwo aplikowana. Już tak mam, że nie lubię skupiać się tylko na teorii. Jest takie powiedzenie, które mi przyświeca:

„Ideas are cheap, execution is everything”

Slajdów i prezentacji jest mnóstwo, ale jak z nich zbudować rozwiązania, które przynosi wymierne korzyści to już inna bajka. Poza tym napisałem już wcześniej dwa takie e-booki z tą tylko różnicą, że były one za darmo. Niby drobna różnica, ale jak się okazuje to co jest za darmo niekoniecznie musi sprawdzać się jako produkt.

Dlaczego znowu temat Kubernetesa

Fakt, to już może być nudne. Ile można tłuc o tej jednej technologii? Całkiem długo jak widać i to nie bez przyczyny.
Sam Kubernetes jest już naprawdę powszechnie używany i zgodnie z raportem State of DevOps 2022 ponad 50% aplikacji jest dostarczanych w kontenerach.
To nie jest jedna z tych technologii, które dorzucają tylko drobną zmianę. To jest coś co zmieniło drastycznie podejście do tego jak wdrażane są aplikacje. Stąd prowadząc szkolenia o Kubernetes od 2016 roku i aplikując go praktycznie w wielu projektach, postanowiłem, że tym razem również wydam coś opartego o ten wspaniały soft.
Postanowiłem też, że będzie to materiał nie dla początkujących a dla ciut bardziej zaawansowanych. Materiałów dla tych pierwszych jest dużo, a już o bardziej złożone tematy trudniej. I decyzja ta była poprzedzona ankietą wśród moich sybskrybentów, z której wprost wynikało, że jest to gorący temat. Gdybym ich nie zapytał, to temat byłby z goła inny.
I tak powstał e-book „Stocznia Kubernetes”.

Kampania reklamowa

Po dość jednak długim okresie pisania e-booka, tworzenia atrakcyjnej szaty graficznej (tak, mam tu jakiegoś bzika na tym punkcie – szczególnie, że otrzymane grafiki mnie oczarowują) czas przyszedł na kampanię reklamową. Chciałem dotrzeć do jak największej ilości osób, które miały już okazję pracy z Kubernetesem, a jednocześnie potrzebowały praktycznych informacji o automatycznych wdrożeniach, zaawansowanych technikach deploymentu i jak to połączyć z podejściem GitOps.
I tak zacząłem przygotowania do kampanii. Wziąłem się do tego naprawdę poważnie. W trakcie przygotowań powstało 5 krótkich filmów i 5 zestaw grafik, które następnie miały zostać umieszczone na moich kanałach mediów społecznościowych.
Poszło na to sporo czasu i wysiłków, a do tego zatrudniłem profesjonalną firmę do prowadzenia mojej kampanii. Po prostu nigdy tego nie robiłem i wolałem upewnić się, że będzie to zrobione dobrze, a ja będę mógł się skupić n tym co znam i potrafię.
W trakcie kampanii były użyte moje kanały Facebook, Instagram i TikTok. Oczywiście dotyczy to reklam płatnych, bo sam również rozpocząłem kampanię mailową. A jakie były efekty? O tym przeczytasz dalej.

Moja pierwsza taka sprzedaż

Cała kampania była zwieńczona webinarem, a tak naprawdę szkoleniem na żywo, gdzie prezentowałem najciekawsze elementy z mojego e-booka.
To nie było moje pierwsze wystąpienia live i czuję się swobodnie opowiadając o technologii. Było to jednak pierwsze wystąpienia, w ramach którego miałem zachęcić do kupna mojego produktu. I nie było to dla mnie łatwe.
Może to perfekcjonizm, który z tyłu głowy tworzył myśli o tym, że to nie jest produkt wystarczająco dobry. Może to efekt nowicjusza, który zanika razem z praktyką. Z pewnością nie czułem się jak ryba w wodzie. I z tego co usłyszałem od zaufanej osoby, było to widać/słychać.
Ja i tak jestem z tego zadowolony. To jest olbrzymi skok dla mnie. Aby dojść do tego etapu musiałem ułożyć sobie w głowie ważną dla mnie rzecz.
Zacząłem wierzyć, że to co oferuję przynosi prawdziwą wartość dla moich odbiorców i to w mojej kwestii jest przekonanie ich o tym. Bez tego czułbym się jak oszust sprzedający bezużyteczne gadżety (czy tylko do mnie wciąż dzwonią sprzedawcy marzeń oferując prezentację garnków?).
Skoro wierzę, że potrafię dostarczyć produkt, który może pomóc w rozwoju kariery, to moim obowiązkiem jest jego jak najlepsze zaprezentowanie. To było i jest dla mnie kluczowe.

Informacje zwrotne

Nie będę tu omawiał wyników sprzedaży, a czego się nauczyłem. Po kampanii i pierwszych sprzedanych e-bookach, poprosiłem o opinię osoby, które go kupiły oraz te, które się nie zdecydowały.
To jest kluczowe – bazować na faktach, a nie domysłach. Obok liczb i statystyk dostępnych z różnych narzędzi, dostałem kilka bardzo cennych informacji od moich klientów i osób zainteresowanych tematyką.
Czy wszystkie opinie były miłe i pozytywne? Oczywiście, że nie! Część była ciężka, ale pozwoliła mi nauczyć się czegoś cennego. Znowu przypomina mi się cytat (wersja cenzuralna):

„Prawda cię wyzwoli, ale najpierw mocno wkurzy”

Przełknięcie niewygodnych faktów jest nieprzyjemne, ale czasem to jedyna metoda, aby rosnąć dalej. Tak było tym razem u mnie i pozwoliło mi podjąć dalsze decyzje.
A czego się konkretnie nauczyłem?

Cenne lekcje

Oto zatem lista rzeczy, których się nauczyłem na mojej pierwszej sprzedaży:

1. E-booki nie są dobrym formatem na sprzedaż

Pomimo, że e-booki sprawdzają się wspaniale jako darmowe treści, to moi odbiorcy nie za bardzo widzą to jako format, za którego chcą zapłacić.
Miałem te liczby w moich ankietach przed rozpoczęciem prac, a jednak postanowiłem pójść tą drogą. Dodatkowo natrafiłem w międzyczasie na wynik ankiet od HackerRank, które jasno pokazywały, że większość developerów woli kursy wideo. Koniec, kropka.
Ten trend jest widoczny im młodsi są odbiorcy. I nie twierdzę, żer czytanie zaniknie, ale skoro łatwiej jest zdobywać umiejętności z wideo to dlaczego miałbym na siłę oferować tekst? Szczególnie, że sam jestem wzrokowcem i sam dostrzegam, że tego typu treści są łatwiej dla mnie przyswajalne.
Eksperyment zamykam z tworzeniem produktów innych niż wideo. Od teraz będę tworzył prawie tylko i wyłącznie treści oparte o wideo.

2. W e-bookach ciężko zawrzeć praktyczną wiedzę techniczną

Tak, są książki techniczne. Tak, sam nawet je czytam/czytałem. Ale jeśli chcesz wyjść poza koncept teoretyczny to pokazywanie kodu i komend jest naprawdę trudne.
Wchodzą tu tematy związane z formatowaniem, opisywaniem tego co powinno być efektem, umieszczaniem diagramów i obrazków. Nawet jak traktujesz to profesjonalnie i wytaczasz narzędzia typu Asciidoctor (bo w końcu „wszystko w kodzie”), to i tak jest ciężko to sformatować, aby było czytelne i atrakcyjne dla odbiorcy.
Ostatecznie zawsze możesz to umieścić na stronie, ale to już nie to samo. To również kwestia percepcji – znowu przyzwyczailiśmy się, że strony czytamy prawie zawsze za darmo. Sproduktyzowanie tego jest po prostu ciężkie. Technicznie możliwe, ale tu nie o technologię chodzi.

3. Zamiast reklam lepiej skup się na treściach

Moja grupa docelowa liczy kilkadziesiąt tysięcy osób, bo na tyle szacuję liczebność ludzi zajmujących się DevOps w Polsce. Pewnie dużej części wyświetliły się moje reklamy, ale z jakiejś przyczyny (np. jestem zbyt brzydki itp.) nie powodowały one większego zainteresowania.
I tak jak pisałem wcześniej – to nie była kwestia złego użycia narzędzi, bo tu oddałem sprawę ekspertom. Po prostu najwidoczniej moja grupa jest odporna na reklamy. W sumie się nie dziwię – sam nie posiadam telewizji, reklamy mnie męczą i staram się je omijać.
Za to mogę polegać na osobach, do których już dotarłem i które miały już kontakt ze mną lub z moimi treściami. One stanowiły znakomitą większość osób zapisanych na darmowe szkolenie, a ci którzy mi zaufali kupując e-booka również w ponad 70% byli już wcześniej subskrybentami mojego newslettera.
Reklamy działają, ale nie na taką skalę jak treści. I dlatego na nich będę dalej opierał moją działalność.

4. Nie zaczynaj kampanii w wakacje

Tak się złożyło, że zdecydowałem się na sprzedaż w wakacje. Frekwencja na szkoleniu  dopisała, liczba zapisanych również, ale dostawałem informacje, że ktoś czeka na zatwierdzenie zakupu od osoby będącej na urlopie.
Poza tym sam rozumiem, że gdy pogoda sprzyja to siedzenie przed ekranem i skupianie się na technologii może być trudne. Stąd wakacje zostawię na odpoczynek lub pracę „od zaplecza”.

5. TikTok nie jest dobry na reklamy (przynajmniej w Polsce)

Tak, mam konto na TikTok – login cloudowski jak na pozostałych. Ale nie tańczę, nie zmieniam siebie pod to medium społecznościowe. Testowałem je w ramach sprawdzenia czy uda mi się znaleźć tam moich odbiorców.
Nagrywałem krótkie wideo z treściami dotyczącymi technologii i praktyk DevOps. O dziwo zyskałem kilkuset followersów, ale jak przyszło do zaproszenia na darmowe szkolenie (ze sprzedaży tam zrezygnowałem) to konwersja była symboliczna.
Te same płatne reklamy na Facebook czy Instagram były 10-krotnie bardziej skuteczne. Te na TikTok docierały do wielu ludzi z mojej grupy docelowej, ale niewiele było zainteresowanych już czymś bardziej konkretnym.

No i nie mogę nie wspomnieć o tym jak żenujący jest poziom wsparcia na TikTok. Do tej pory nie odzyskałem pieniędzy po zatrzymaniu reklamy, a support wydaje się być chyba botem, go dostaję te same głupie odpowiedzi.
Także chyba TikTokerem nie zostanę. Może i to prężnie rozwijające się medium, ale w zakresie docierania do grupy docelowej (np. kiepskie statystyki, brak supportu) z treściami technicznymi nie dorasta do pięt Google czy nawet Meta.

6. Przygotowanie treści wideo jest kilkukrotnie bardziej złożone

Wpis ten publikuję po nakręceniu pierwszego mojego kursu wideo. Różnice są dość znaczne jeśli chodzi o poziom złożenia. Nawet jak mam już treść to nagrywanie trwa bardzo długo.
Musisz przygotować miejsce, mieć dobre oświetlenie, względnie mały hałas (na szczęście mikrofon dynamiczny niweluje większość) no i sensownie to nakręcić. Poprawki w e-booku to kwestia minut. Niektóre ujęcia z kolei mogą być kręcone wielokrotnie. A nawet jak nakręcisz to i tak czeka Cię długi montaż (ja jeszcze go nie zlecam, ale po tym już chyba zacznę).
A do tego nagrania demo. Do tej pory moje wideo nagrywałem bez większego przygotowania, ale ze względu na to, że szanuję czas moich klientów, to nawet złożone sesje techniczne w kursie robię treściwie. Mają zawierać esencję i nie straszyć długością. A to wymaga jeszcze więcej powtórek, rozwiązywania pojawiających się znienacka problemów i anielskiej cierpliwości.
Ale za to satysfakcja jest ogromna. Widząc końcowy efekt wiem, że się opłacało poświęcać tyle czasu. Myślę, że moi klienci też będą zadowoleni.

7. Zainteresowanie tematyką DevOps w Polsce jest, ale…

Tu jest dla mnie najcenniejsza lekcja, ale wciąż pozostawia wiele niewiadomych.
Tak jak pisałem wcześniej – w Polsce jest kilkadziesiąt tysięcy ludzi zajmujących się lub zainteresowanych obszarem DevOps. Biorąc pod uwagę, że tylko część zainteresowana jest samodzielnym rozwojem, to nie jest to olbrzymia grupa.
Obecnie wciąż testuję czy uda mi się dotrzeć do odpowiednio dużej jej części, abym mógł skupić się tylko na tworzeniu wysokiej jakości treści pomagających w rozwoju karier DevOps.
Bo zainteresowanie jest, ale wciąż nie wiem czy rynek pozwoli mi na tym przetrwać. Jeśli nie to będę musiał szukać innych sposobów na rozwój mojej działalności lub wrócić do zwykłej pracy (czego bardzo, bardzo nie chcę). Czas pokaże, a ja dołożę wszelkich starań.

8. Czas na treściwe kursy wideo

Ostatnia lekcja to postanowienie – od teraz moje produkty to kursy wideo. Możliwe, że to „potknięcie” z wydaniem e-booka było mi potrzebne, aby przykuć moje skupienie właśnie na tym obszarze.
W mojej głowie jest wciąż dużo pomysłów (a część nawet spisana) na kolejne kursy. Nie wszystkie o Kubernetes, ale wszystkie z konkretną dawką wiedzy o najważniejszych technologiach.
Liczę, że uda mi się w ten sposób rozwinąć działkę DevOps w Polsce i pomóc w rozwoju karier. W końcu to tylko technologia, a ja pokażę jak w odpowiedni sposób da się ją prosto poznać.